poniedziałek, 15 lutego 2021

14. Frodo przegania fraglesa

 

- Oszalałaś?! Dlaczego taszczysz ten wózek? Miałyście zadzwonić z dołu! I gdzie jest babka? – odebrałem od córki torbę na kółkach po brzegi wypełnioną zakupami.

- Na drugim piętrze, gada z tym fraglesem spod siódemki. Nie chciało mi się tam dyndać i na nią czekać. – znacząco mrugnęła rozpinając kurtkę.

- Trzeba było chociaż zostawić jej zakupy, może by się chłop chciał wykazać – wypiąłem klatkę w geście osiłka.

- Ta! Omal nie prześwidrował babci na wylot, żeby tylko nie widzieć, jak schodek po schodku wciągam wózek. Cienias! – odezwała się żargonem dziadka Wieśka.

Fragles spod siódemki podobno niedawno wynajął pokój na spółkę z innym fraglesem. A ten, co to ten pokój u niego wynajęli, gości u siebie jeszcze trzech takich fraglesów. Wszyscy oni wyglądają dla mnie identycznie, więc gdyby nie babci informacje, to mijając ich w odpowiednich odstępach czasu, byłbym pewien, że to jedna osoba. Łysi, zawsze ubrani w ubrudzone farbami ogrodniczki i kurtki tej samej firmy budowlanej. Podobna ekipa mieszka nad nami, pięciu chłopa w kawalerce. Byłem u nich raz, instalować kartę graficzną w stacjonarnym – tłok mają tam niemiłosierny.

Teraz jednak zapragnąłem upewnić się, któremu obojętny był widok mojego dziecka, wciągającego po schodach torbę niewiele mniejszą od niego samego! Może kiedyś będzie potrzebował pomocy przy zejściu z tych naszych długich, krętych, kamiennych schodów...

Odgłos klucza w zamku wieścił powrót flirciary. Najeżony, z założonymi rękami, czekałem na nią naprzeciw drzwi, żeby mnie czasem nie przeoczyła.

- Proszę, proszę, wejdź Rysiu – szerokim gestem wskazała mu drogę przodem, gdzie w przejściu stałem ja. W majtkach, skarpetach i jednym kapciu. Brakowało mi tylko pióropusza na głowie, żeby wyglądać mniej idiotycznie, bo goły Indianin nikogo nie dziwi przecież. Ku*wa, jaki niefart! Wyobrażałem sobie poznac go w okolicznościach, dzięki którym zapamięta mnie jako silnego, wzbudzającego respekt, poważnego faceta, a tymczasem wszystko wskazywało na to, że zostanę tym w gatkach spod dwunastki!

- Frodo! – krzyknęła córka, o której zapomniałem, że też tam stała. Z impetem trzasnęła drzwiami i było to najpiękniejsze i najbardziej melodyjne pizgnięcie komuś przed nosem w całym moim życiu! – Ubierz się, bo wyglądasz jak jakiś fircyk! – spod dwunastki, dokończyłem w myślach.

Kiedy nieświadoma niczego babcia wepchnęła nam w końcu tego Rysia do domu, ubrany w dresy i z fretką na rękach, poszedłem przekonać się, po co ona go tu w ogóle ciągnęła. Przecież nie na schadzkę.

- O właśnie, Rysiu, to jest mój syn – uścisnęliśmy sobie dłonie. – Bo wiesz, Rysiu jest fachowcem i on by mógł zrobić konstrukcję podwieszaną na warzywniak. Skończyłby się ten cyrk z prysznicem. No chodź – pociągnęła go do łazienki – popatrz, jak to wygląda. Jak na kempingu! – obiema rękami wskazała kosze z warzywami w brodziku wyraźnie rozbawionemu Rychowi.

No żebyście się czasem nie posrali, pomyślałem miętoląc frecie ucho. 

– Nie, nie trzeba. Ja już mam tę sprawę załatwioną, już wszystko jest zaplanowane! – kłamałem jak z nut, żeby jak najszybciej pozbyć się Rycha i objechać matkę za nadgorliwość. Potrzebny mi tu fachowiec i jego konstrukcje, jak... nieważne już co. Ale babcia niekoniecznie chciała rezygnować z towarzystwa fraglesa. Niby przypadkiem przypomniała sobie o pysznej angielskiej herbacie, a Rychu wcale się nie bronił.

- To ty łobuziaku tak pod tym prysznicem urzędujesz? – nachylił się nad węszącym i wpatrzonym w niego Frodem, kiedy babcia potruchtała stawiać wodę. Bierz go, złośliwie plątało mi się po głowie, na widok zbliżającej się łapy do mojego kumpla.

Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Frodo upie*dolił Rysia w dwa palce do krwi. Rysiu z niedowierzaniem zawył jak śpiewak operowy. Babcia rzuciła się opatrywać mu dziury, ale ja nie miałem plastrów. No to poszli oboje pod siódemkę, dziecko znów pizgnęło drzwiami, tym razem za nimi. Przybiliśmy sobie piątkę i rozeszliśmy się do pokojów.

- Założę się, że nic nie masz załatwione z tym warzywniakiem. Z przekory nie przyjąłeś jego pomocy, prawda? – stojąc później w progu pokoju, babcia wbijała we mnie wzrok niczym chmurę sztyletów.

- O co ci chodzi? Już zrobione. Z młodą opanowaliśmy sytuację. Idź, sama zobacz. – wysłałem ją do łazienki, a sam, czekając na jej reakcję, zakryłem usta dłonią, by nie parsknąć przedwcześnie.

- Przecież tu nie ma żadnej konstrukcji! Zakleiliście taśmą drzwi pod prysznic!

- I po problemie, Frodo nie otworzy! A nam się pomysł z kempingiem bardzo spodobał! – skoro nie można podróżować, to wczasy robimy sobie w domu. – Przynajmniej do momentu, aż się zorientuje, że można je odsunąć także z drugiej strony. – ta cwana frecia morda, dodałem w myślach.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

24. Urodzony chirurg

- Co tam dobrego kroisz? - babcia zajrzała mi przez ramię.  - To dla Froda. - O, cielęcinka. Pewnie jeszcze zadnia - powiedziała z przekąsem...