poniedziałek, 15 lutego 2021

10. Wykład o łososiu

 

- Niestety, to nie jest łosoś tylko pstrąg łososiowy – wskazałem na babci zakup dla Froda, o który poprosiłem ją dziś rano.

- No i co, to jakaś znacząca różnica? – dość przekonująco przybrała zdezorientowaną minę, udając kompletnego laika. Niestety, za długo się znamy bym wciąż łykał te wyświechtane numery. Poza tym na opakowaniu dostrzegłem resztki niekompletnie zdrapanej naklejki z działu przecen. Zerknąłem na datę przydatności do spożycia, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że bankowo obniżono wartość ryby o połowę. Obok takiej okazji babcia nie jest w stanie przejść obojętnie w żadnych okolicznościach! Żeby to były serca wołowe albo płuca wieprzowe, kupi. Na zasadzie – przydadzą się, wrzucę do zamrażarki i kiedyś tam w 2023 roku zrobię pierogi z płuckami.

- Owszem, znacząca. Łosoś jest rybą słonowodną, tłustą i bardzo wartościową, a pstrąg słodkowodną i wartościową mniej. – starałem się mówić bardzo spokojnie i unikać protekcjonalnego tonu. – O całej masie ości, które będę musiał wydłubywać, nie wspomnę.

- Ojtam ojtam! A od kiedy ty taki ichtiolog jesteś? Kolor ten sam, łosoścośtam w nazwie ma, po co czepiać się nieistotnych rzeczy? Wielkie mi halo! – zniknęła w łazience zamykając za sobą drzwi. Z doświadczenia wiem, że gdy babcia fuknie i wychodzi, znaczy to ni mniej ni więcej, co koniec tematu.

- Chciałem jeszcze tylko powiedzieć, że pstrąg ma taki kolor, gdy hodowcy dorzucają do paszy karotenoidy.

Nie odpowiedziała, więc wycofałem się do pokoju.

 

- Babcia wydłubie osteczki srajtusiowi. O proszę, jak ładnie wychodzą. Zaraz dostaniesz kolacyjkę – mówiła chwilę później do czekającego w kuchni futrzaka na tyle głośno, by nie umknęło mi żadne słowo. Cieszyłem się, że już się tak nie boi i chętnie karmi go z ręki. To ważne podczas procesu oswajania zwierza.

– Nawiasem, to nieźle się znowu spisaliście – nie ulegało wątpliwości, że tym razem zwróciła się do mnie.

- W czym? – coś mi tu powiało sarkazmem.

- W ekspresowym tempie zrobiliście z niego żebraka. Teraz żebrają dwa koty i fretka! – wiedziałem, że się odgryzie. – Koty jednak robią to w dość finezyjny sposób – ciągnęła – a przy tym małym, to otwieram lodówkę i zanim zamknę, muszę najpierw wyjąć fretkę... - I tak dalej...

W którymś momencie niemal zupełnie się wyłączyłem. Kątem oka rejestrowałem jeszcze zabieganego Froda, zapewne rozmieszczającego babcinego łososia na swoich sekretnych lokatach. Fakt, że wziął go na wynos zamiast zjeść w kuchni był dowodem na to, że łosoś pozostaje bezkonkurencyjny. Ale powstrzymałem się od komentarza, nie chciałem być złośliwy. Babcia to wyjątkowy człowiek i świetnie się nami opiekuje.

Opowiedziała jeszcze o sąsiadce, która wywinęła orła na chodniku i tak zdarła sobie skórę pod nosem, że wygląda jak Adolf H.. Dosłownie tak powiedziała, bo w Austrii nazwiska tego człowieka raczej się nie wymawia. Następnie spojrzała na zegarek i chwyciwszy torebkę, wybiegła z domu ze swoim ulubionym okrzykiem „Łomatko!”.

Zadzwoniła do mnie kwadrans później, tyle zwykle zajmuje jej dotarcie do domu, i walcząc ze śmiechem wystękała - z tym łososiem przyznaję ci rację, lepszy od pstrąga. Wyobraź sobie, że on te wszystkie kawałki, które pieczołowicie czyściłam mu z ości, powrzucał mi do torebki! – Czy ja już wspominałem, że uwielbiam tego zwierzaka?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

24. Urodzony chirurg

- Co tam dobrego kroisz? - babcia zajrzała mi przez ramię.  - To dla Froda. - O, cielęcinka. Pewnie jeszcze zadnia - powiedziała z przekąsem...