- Niestety, to nie jest łosoś
tylko pstrąg łososiowy – wskazałem na babci zakup dla Froda, o który poprosiłem
ją dziś rano.
- No i co, to jakaś znacząca
różnica? – dość przekonująco przybrała zdezorientowaną minę, udając kompletnego
laika. Niestety, za długo się znamy bym wciąż łykał te wyświechtane numery.
Poza tym na opakowaniu dostrzegłem resztki niekompletnie zdrapanej naklejki z
działu przecen. Zerknąłem na datę przydatności do spożycia, co utwierdziło mnie
w przekonaniu, że bankowo obniżono wartość ryby o połowę. Obok takiej okazji
babcia nie jest w stanie przejść obojętnie w żadnych okolicznościach! Żeby to
były serca wołowe albo płuca wieprzowe, kupi. Na zasadzie – przydadzą się, wrzucę
do zamrażarki i kiedyś tam w 2023 roku zrobię pierogi z płuckami.
- Owszem, znacząca. Łosoś jest
rybą słonowodną, tłustą i bardzo wartościową, a pstrąg słodkowodną i
wartościową mniej. – starałem się mówić bardzo spokojnie i unikać
protekcjonalnego tonu. – O całej masie ości, które będę musiał wydłubywać, nie
wspomnę.
- Ojtam ojtam! A od kiedy ty
taki ichtiolog jesteś? Kolor ten sam, łosoścośtam w nazwie ma, po co czepiać
się nieistotnych rzeczy? Wielkie mi halo! – zniknęła w łazience zamykając za
sobą drzwi. Z doświadczenia wiem, że gdy babcia fuknie i wychodzi, znaczy to ni
mniej ni więcej, co koniec tematu.
- Chciałem jeszcze tylko
powiedzieć, że pstrąg ma taki kolor, gdy hodowcy dorzucają do paszy
karotenoidy.
Nie odpowiedziała, więc
wycofałem się do pokoju.
- Babcia wydłubie osteczki
srajtusiowi. O proszę, jak ładnie wychodzą. Zaraz dostaniesz kolacyjkę – mówiła
chwilę później do czekającego w kuchni futrzaka na tyle głośno, by nie umknęło
mi żadne słowo. Cieszyłem się, że już się tak nie boi i chętnie karmi go z
ręki. To ważne podczas procesu oswajania zwierza.
– Nawiasem, to nieźle się
znowu spisaliście – nie ulegało wątpliwości, że tym razem zwróciła się do mnie.
- W czym? – coś mi tu powiało
sarkazmem.
- W ekspresowym tempie
zrobiliście z niego żebraka. Teraz żebrają dwa koty i fretka! – wiedziałem, że
się odgryzie. – Koty jednak robią to w dość finezyjny sposób – ciągnęła – a
przy tym małym, to otwieram lodówkę i zanim zamknę, muszę najpierw wyjąć
fretkę... - I tak dalej...
W którymś momencie niemal
zupełnie się wyłączyłem. Kątem oka rejestrowałem jeszcze zabieganego Froda,
zapewne rozmieszczającego babcinego łososia na swoich sekretnych lokatach.
Fakt, że wziął go na wynos zamiast zjeść w kuchni był dowodem na to, że łosoś
pozostaje bezkonkurencyjny. Ale powstrzymałem się od komentarza, nie chciałem
być złośliwy. Babcia to wyjątkowy człowiek i świetnie się nami opiekuje.
Opowiedziała jeszcze o
sąsiadce, która wywinęła orła na chodniku i tak zdarła sobie skórę pod nosem,
że wygląda jak Adolf H.. Dosłownie tak powiedziała, bo w Austrii nazwiska tego
człowieka raczej się nie wymawia. Następnie spojrzała na zegarek i chwyciwszy
torebkę, wybiegła z domu ze swoim ulubionym okrzykiem „Łomatko!”.
Zadzwoniła do mnie kwadrans
później, tyle zwykle zajmuje jej dotarcie do domu, i walcząc ze śmiechem
wystękała - z tym łososiem przyznaję ci rację, lepszy od pstrąga. Wyobraź
sobie, że on te wszystkie kawałki, które pieczołowicie czyściłam mu z ości,
powrzucał mi do torebki! – Czy ja już wspominałem, że uwielbiam tego zwierzaka?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz