Moje łóżko, ustawione
w poprzek, stoi we wnęce powstałej z podzielenia wielkiego pokoju na część
sypialną i dziennego pobytu. Łożko jest szerokie, więc powierzchnia pod nim
stała się dobrym miejscem na jedną z frodowych lokat, na których kładzie swoje
skarby.
Dzisiaj był ten
dzień, kiedy należało całkiem wysunąć moje spanie, żeby odkurzyć podłogę oraz
zrobić przegląd inwestycji, poczynionych przez domowego przedsiębiorcę od czasu
ostatniego update`’u. Tu musze jeszcze nadmienić, że lokata pod moim
płaszczykiem należy raczej do tych długoterminowych, więc nie trafiają na nią
dobra konsumpcji dziennej. Zresztą dotarcie do sejfów jest samo w sobie
wyprawą, podczas której inwestor przedziera się przez labitynt powstały z
pudełka na choinkę, torby treningowej, foliowej komody i zwiniętego dywanu.
Dlatego, oględniej mówiąc, żarcie ląduje na tych bardziej podręcznych lokatach
– w wersalce, za pralką, za toaletą (!), w szafce pod parapetem u córki i
ostatnio pod licznikiem gazowym. Co znaczy, że nie obawiam się wyhodowania pod
łózkiem spożywczych potworów, które mogłyby mnie w nocy wynieść.
Jednak w biznesie i
na drodze należy stosować zasadę ograniczonego zaufania, toteż nade mną i
Frodem w naszej domowej instytucji czuwa córka, a pomaga jej babcia.
- No powiem ci, tato,
że gnojek nieźle się rozkręcił. Właśnie zobaczyłam go siedzącego pośrodku tego
wszystkiego jako Golluma szepczącego: my treasure! – schyliła się po wieczne
pióro – byłam pewna, że je zgubiłam.
- Zastanawia mnie
jedna rzecz – podniosłem pierwszą z dwunastu skarpetek, - dlaczego chowa tylko
te od levisa?
- Tamte są kijowe,
też ich nie lubię. Ma chłopak wyczucie, nie powiem. – uśmiechnęła się na widok
swoich kapci tygrysów. Pełną listę pominę milczeniem, inaczej zacznę
podejrzewać się o poważne problemy z pamięcią. Nie zauważyłem bowiem tych
strat, oprócz świeżo zwędzonego buta. Obuwie każdego rodzaju jest największym
fetyszem Froda i poprzez nasze dość skuteczne blokowanie dostępu do niego,
stanowi ono towar z nawyższej półki w hierarchii wartości we wszystkich grupach
lokat. Niemniej jednak spokoju nie daje mi nagłe zainteresowanie branżą
piekarniczą. Kiedy i jak, do cholery, udało mu się zdobyć i przeciągnąć przez
całe mieszkanie dużą keksówkę?!
Telefon od Tamary
miał mnie pocieszyć, w myśl zasady – ty się ciesz, inni mają gorzej.
- Dostałam karę z
urzędu skarbowego za zignorowanie wezwań do wyjaśnienia pewnego brakującego
rozliczenia! – Holendrzy i ich podatkowa inwigilacja... – Dzwoniłam, kłóciłam
się z nimi, że mnie w balona robią, bo to niemożliwe, żeby trzy listy do mnie
nie dotarły. Oni myśleli dokładnie tak samo i wlepili karę. Okazało się, mój
drogi, że Moxi pochował mi te listy do sofy. A teraz najlepsze. Nie ruszył
żadnych innych, tylko te w niebieskich kopertach właśnie od nich!
Cóż, widocznie
fredzioch Tamary uznał, że model mafijny w księgowości jest najbardziej
rentowny. Na szczęście w Austrii listy trafiają do skrzynek w klatkach
schodowych. Jestem bowiem pewien, że gdyby listonosz wrzucał je przez klapkę w
drzwiach, Frodo chowałby wszystkie jak leci!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz