Ta cała pandemia i
cykle wprowadzanych obostrzeń rozbudziły we mnie instynkt cuchnącego lenia,
któremu nie przeszkadza już zamknięta siłownia. Nagle zaczęła mi za to silnie
doskwierać pora roku, by korzystać z fitnesu pod chmurką. I jeszcze te
maseczki! Innymi słowy, wszedłem do krainy błogiego nieróbstwa, obrastania w
tłuszcz i uzależnienia od węglowodanów.
- Nie mogę patrzeć,
jak żresz te syfiaste batony – córka stanęła tuż obok stołu i spojrzała na mnie
z góry, jak zatroskana matka.
- Kontroluj bajerę,
młoda! – mimo iż nienachalnie wpajam jej wartości, rozumiem i szanuję eksplozje
dokuczliwych hormonów, to konsekwentnie wymagam zachowania pewnych granic.
- No sorry, ale mnie
katowałeś szpinakiem i niekończącymi się opowieściami o dobrodziejstwach natury
dla naszego zdrowia...
- To było w rozdziale
wolność i zdrowie – przerwałem jej wiedząc do czego zmierza. – Teraz żyjemy w
wirusowym faszyźmie, więc ten – ugryzłem kawałek - osładzam sobie mój smutny
los pariasa.
- W porządku –
podniosła ręce w geście poddania – bądź zatem szczęśliwy i gruby. Odprowadzając
ją wzrokiem do drzwi, zdałem sobie sprawę ze znaczenia ostatnich jej słów.
Zawsze powtarzam, że zanim oceni czyjś punkt widzenia, niech najpierw pozna
jego miejsce siedzenia. Ona moje doskonale znała, a to znaczy, że należało
przyznać córce rację.
Idąc na skróty,
opracowałem kilka ćwiczeń z wykorzystaniem towarzystwa Froda. A ponieważ
sprawiają mu one sporo radochy, chętnie powtarzam je kilka razy dziennie i to
bez specjalnych wykrętów. Oczywiście w te dni, kiedy ja mam na to ochotę, nie
odwrotnie.
Siadam na krześle w
odpowiednim rozkroku, na dłoniach układam fretkę – głowa na jednej, dupsko na
drugiej i wychyliwszy swój tułów do przodu zaczynam huśtawkę góra dół. To
ćwiczenie należy do jego ulubionych, więc ilość uniesień zależy wyłącznie od
kondycji moich ramion. Ma ono dodatkowy plus, pozwala w przerwach na
prowokowanie go aż do fazy lekkiego wku*wa, który natychmiast mija, gdy wracamy
do ćwiczenia, ratując mi ręce wiadomo przed czym.
Drugim ćwiczeniem są
przysiady. Biorę mojego partnera pod pachy, robię przysiad i prostując się
wyrzucam ramiona z fretką ponad głowę. Nie wypuszczając go jednak z rąk. Jak
dotąd nie sprawdziłem granic jego cierpliwości podczas tej aktywności, gdyż
kondycja moich nóg pozostawia wiele do życzenia.
Ostatnim są brzuszko
uda. Siadam na podłodze, złączam wyprostowane nogi i kładę sobie fretkę między
piszczelami. Opieram dłonie z tyłu, następnie unoszę i opuszczam nogi. Poziom
frajdy musi być umiarkowany, bo chłopak szybko się nudzi i zaczyna wiercić.
Na koniec, w ramach nagrody
za kooperację, powtarzam ćwiczenie pierwsze.
- Ja też będę tak z
nim ćwiczyła! – krzyknęła córka po prezentacji.
- I ja! – zawtórowała
jej babcia.
Już miałem zgłaszać
sprzeciw i podpowiedzieć żeby ćwiczyły
ze swoimi zwierzakami, ale zdałem sobie sprawę, że obie wciąż używają rękawic
narciarskich przy bliższym kontakcie z Frodem. Więc to tylko taka reakcja na pomysł
i wykonanie. I dobrze, bo chyba byłbym zazdrosny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz