- Pralka ci się popsuła? –
zapytał Kazek postękując przy ściąganiu butów.
– Nie ściągaj! Dzisiaj łazisz
w butach, stary – wzruszyłem ramionami w odpowiedzi na jego pytające
spojrzenie.
– Ty, skoro nie ściągasz
butów, to co tu tak skarpetami wali, co? – prześlizgnął się obok mnie dzwoniąc
flaszkami w reklamówce.
- Siadaj i sztachaj się do
woli – wiedząc o jaki zapach mu chodzi, korciło mnie, by podjąć polemikę na
temat tego porównania od czapy, ale odpuściłem.
Kazek wrócił właśnie z Afryki,
gdzie był wolontariuszem przez ostatnie osiem miesięcy, więc kontakt mieliśmy
bardzo sporadyczny. Taki po męsku – jest dobrze, nic się nie dzieje.
Wiadomość o odejściu Luisa
przyjął nadwyraz spokojnie, mimo że byli dobrymi kumplami. Ale zaraz wyjął
łychę z torby i zarządził picie. Jak na prawdziwą stypę po przyjacielu
przystało.
– Ty, tak właśnie miałem
pytać, że to chyba nie Luis postawił takiego kloca w kuwecie – pochylił się nad
klatką. – No to pochwal się, kto tu teraz sra?
Już miałem otwierać wersalkę,
wyciągać zaspanego Froda, ale obleciał mnie strach. A co jeśli obcy w domu
zdenerwuje go do tego stopnia, że zechla mi rękę do łokcia?
- Wyśpi się to wyjdzie. Na
zdrowie! Mów, jak było w Afryce – Podniosłem szklankę w nadziei, że odwlekę
temat.
- Ale zajebisty gostek! –
krzyknął Kazek, gdy, klęcząc na wersalce, podglądaliśmy za nią zwierza
pałaszującego skitrane tam wcześniej kawałki mięsa. Wyciągnął rękę, ale
natychmiast go powstrzymałem.
– On gryzie! – i zdając sobie
sprawę jak to zabrzmiało, szybko dodałem – wiesz, nie zna cię.
Wywrócił oczami na znak, że
głupi nie jest, a żeby nie było wątpliwości wycedził przez zęby, że zna się na
zwierzętach i ku*wa wie, jak z nimi postępować.
– Morda musi najpierw
obwąchać, zarejestrować, przeanalizować – to mówiąc delikatnie dotknął w
okolicach ogona oblizującego się Froda. Na tej też wysokości zatrzymał otwartą
rękę tak, by zwierzę, na których Kazek się przecież zna, mogło ją sobie spokojnie
obwąchać i w ten sposób poznać nowego gościa.
W reakcji na dotyk Frodo
błyskawicznie się obrócił i wybadał nowy grunt swoim zwyczajem, wbijając zęby w
środkowy palec Kazka! A żeby było śmieszniej, to postanowił jeszcze sobie na
tym palcu powisieć. Zupełnie jakby przewidział, że posłuży mu on za windę,
która przemieści go na wersalkę.
- Weź go, bo mi palca
odgryzie! – zawył Kazek, gdy już ściskałem Froda za kark, niezgrabnie nim
potrząsając.
– Nie! Nie wolno! – ogarnięty paniką ryknął wprost w spokojne
spojrzenie zwierzęcia. – To nic nie da, on nie słyszy, czekaj! – ścisnąłem
mocniej.
– Co ku*wa?! Głuchą wściekłą
bestię masz?! – energicznie cofnął wyswobodzoną rękę i natychmiast wsadził
palec do szklanki z whisky. Bardzo mi tym zaimponował i pomyślałem, że
wolontariat wiele go nauczył. Przez grube szkła okularów jego oczy wyglądały
teraz na nienaturalnie wielkie, przywodząc na myśl groteskowe twarze z
japońskich kreskówek.
– I co? Tak se go tu teraz
spokojnie położysz? – parsknął, gdy odstawiałem fretkę na podłoge.
– No. I będziemy go ignorować
– podszedłem do stołu po swoją szklankę.
– Ja na pewno i mam nadzieję,
że z wzajemnością! – obejrzał pod światłem dziury w palcu i opróżnił szklankę
na raz.
- No! To pierwsze koty za
płoty! Miło mi przedstawić, to jest Frodo – wyszczerzyłem zęby i polałem na
drugą nogę, tfu, rękę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz