poniedziałek, 15 lutego 2021

6. Nocne wyścigi

 

Ostatniej nocy nie zamknąłem Froda w klatce, gdyż bez reszty pochłonął mnie pewien projekt, który musiałem skończyć. Położyłem się chyba o dwudziestej szóstej z hakiem tak wypompowany psychicznie, że chrapałem już podczas wstawania od komputera. Niestety, zaraz obudził mnie pęcherz, którego nie opróżniłem przed snem z wyżej wymienionego powodu. Naiwnie łudziłem się, że może jeszcze zasnę i dokolebię jakoś do rana, tak bardzo nie chciało mi się wstać. Ale gdzie tam! Potrzeby nie oszukasz. Mamrocząc pod nosem takie tam brzydkie słowa, zwlokłem się z łóżka i przeskakując z nogi na nogę zrobiłem obrót raz w prawą, raz w lewą stronę, by cofnąć bolesne już parcie, następnie półkłusem ruszyłem tunelem w stronę światła, prezentując się bosko kretyńsko. 

Chwilę przed tym, kiedy dotarłem do stojących otworem drzwi pokoju, zza wersalki wyskoczył Frodo, położył się na boku i łapami pchnął te cholerne drzwi tak, że w nie wpadłem, z hukiem zatrzaskując je sobie przed nosem. Bzluzgi latały już jak motylki, kiedy rozpaczliwie rzucałem się na klamkę i za chwilę na trójce wchodziłem w zakręt. Frodo najwyraźniej ciągnął dopiero na dwójce, bo wziął mnie tuż za zakrętem. Na ostatniej prostej lekko przyhamował i jednym susem znalazł się za progiem toalety  centralnie w kuwecie. Idealny skok w dal – zdążyłem jeszcze pomyśleć zanim dopadłem, jak zwykle u nas w domu, zamkniętej na cztery spusty deski klozetowej. Nie ma nic gorszego, kiedy liczą się ułamki sekund, od zamkniętej deski! Niestety, tu muszę przyznać, iż sam na siebie ukręciłem bat. Stanąłem bowiem córce okoniem, kiedy forsowała przymus opuszczania po sobie tej przeklętej dechy. Uznałem to za dyskryminację sugerując, żeby to ona ją po sobie podnosiła. No to teraz jest sprawiedliwie, na co babcia zapiała z zachwytu twierdząc, że jak deska jest zamknięta, to pieniądze z domu nie uciekają. 

Kiedy uczucie ulgi tylko co przeszyło dreszczem moje spięte ciało, Frodo był już po swoich sprawach i rozpoczął frecie pląsy wokół moich bosych stóp, lekko kąsając ścięgna achillesa. Jednak nie na tyle lekko, bym kolejny raz nie rozważał siadania na toalecie. Po chwili rozpędził się do kuchni upewniając się w połowie drogi, czy idę za nim. Nauczony doświadczeniem poszedłem, złośliwie strzepując na niego resztki wody z rąk. Ukroiłem nieco większy kawałek mięsa, by się nim dłużej zajął, a sam ruszyłem zakreśloną wcześniej trajektorią, wyłączając po drodze wszystkie zmysły.

Gdy dotarłem do miejsca absolutnie upragnionego, do mojej oazy snu, ze zdumieniem odkryłem, że Frodo znów był szybszy. I oto w blasku migających światełek choinki, zmęczony jak pies, stałem rechocząc i grzecznie czekałem, aż futrzana kula wyskacze się na moim łóżku, niczym wytrawny jumpstyle dancer w dyskotece!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

24. Urodzony chirurg

- Co tam dobrego kroisz? - babcia zajrzała mi przez ramię.  - To dla Froda. - O, cielęcinka. Pewnie jeszcze zadnia - powiedziała z przekąsem...