Zgrzyt klucza w zamku brutalnie
wyrwał mnie ze świata kryptowalut i wykresów. Zapomniałem powiedzieć babci, że
jednak nie jadę do Salzburga i bezdusznie skazałem ją na wspinaczkę na czwarte
piętro. Odgłos stawianej papierowej torby z zakupami uzmysłowił mi jednak, że
babcia będzie gotować i pomyślałem sobie, że chodzenie po schodach jest w sumie
bardzo zdrowe, prawdaż.
- Już nasrał ten sku*wysyn! - warknęła teatralnym szeptem. Chrząknąłem głośno żeby oszczędzić jej dalszej kompromitacji, bowiem babcia od zawsze walczy z bluzgającymi.
- Język polski
jest tak piękny i tak bogaty, że doprawdy nie powinniśmy chodzić na taką
rynsztokową łatwiznę. - zwykła mawiać. I proszę, jak się babcia stoczyła. A kto jest temu
winien? Frodo!
- Dlaczego nie dałeś znać, że
zostałeś? - rozczochrana wiatrem stanęła w progu pokoju.
- Żeby usłyszeć jak klniesz –
uśmiech nie schodził mi z pyska.
- Pod samymi drzwiami
naświnił, co się z nim stało? Tak ładnie się załatwiał do kuwety – skrzywiona
pokręciła głową. - Kupiłam mu przepiórki, ale gówno dostanie!
- Tato, Frodo gdzieś nalał! -
węsząc donośnie niczym owczarek niemiecki, latorośl wynurzyła się z pokoju ze
słuchawkami na uszach. – O! Babcia! - przytuliły się czule.
- Wytarzałabym mu mordę w tych
sikach i kupie i dopiero wtedy wrzuciła do kuwety – zawyrokowała seniorka rodu
odwracając się w moją stronę.
- Już to widzę, babciu. Po
trzech dniach Frodo srałby na środku pokoju, sam sobie tarzał w tym mordę i
wskakiwał do kuwety!
- Chciałbym delikatnie zwrócić ci uwagę, że przez ponad dwa lata nie nauczyłaś swojego maltańczyka załatwiania potrzeb wyłącznie na zewnątrz. Aż mu morda zbrązowiała od tej nauki i co? - zmarszczyłem znacząco czoło.
Popatrzyła na mnie wymownie, odwróciła się i idąc
do kuchni zapytała spokojniejszym tonem – te przepiórki podzielić na ćwiartki
czy połówki?
Kolejne dwa dni zajęło mi
przekonywanie Froda, że pod drzwiami i oknem w pokoju córki nie walimy.
Śledziłem łobuza i gdy charakterystycznie się łamał oraz wypinał dupsko,
łapałem go i zanosiłem do kuwety. W nagrodę było głaskanie i bujanie na rękach
jak na huśtawce. Pomogło. Nie jestem jednak pewien, czy rzeczywiście zrozumiał
i uszanował moje życzenie, czy tylko chwilowo odpuścił sobie znaczenie terenu.
Cóż, czas pokaże.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz