poniedziałek, 15 lutego 2021

8. Nie stresuj fretki!

 

- Musimy zastanowić się nad innym rozwiązaniem. Denerwują mnie już te kosze z warzywami i owocami w kabinie prysznicowej! - krzyknęła córka.

- Mnie też! – odkrzyknąłem. - Wymyślę coś wiszącego, jak tylko otworzą sklepy budowlane po tym cholernym lock downie.

Kosze stały sobie kiedyś na kuchennej podłodze i ładnie się na niej prezentowały. Teraz to niemożliwe. Ostatnio znalazłem pomidora za pralką, był w takim stanie, że zanim zdecydowałem się go podnieść, musiałem najpierw nabrać pewności, że nie zacznie za chwilę uciekać. Dynia spod łóżka była jeszcze dobra i nawet się ucieszyłem, że Frodo odłożył ją na później, wszak sezon się skończył, a tu taka niespodzianka. O pochowane kęsy mięsne martwić się nie muszę, te na bieżąco sprzątają koty.

Pierwszą kryjówką na jego spożywcze zapasy została torba treningowa, ale gdy tylko zorientował się, że jest okradany, zamienił ją na kilka innych w różnych miejscach domu. Niestety, kocurom nie umknie nic, toteż moja biedna fretka regularnie pada ofiarą tego złodziejskiego duetu.

Wracając do kabiny. Chytra frecia morda nauczyła się odsuwać drzwi i regularnie robi włamy do naszego tymczasowego warzywniaka. Okrzyk „prysznic!” nie schodzi z czołówki rankingu na najczęściej padające hasło domowe. Sytuacja stresuje zwłaszcza córkę, która, w odróżnieniu ode mnie, przejawia nieco mniej wyrozumiałości podczas konfrontacji z kolejnymi wybrykami Froda. Mnie one niezmiennie bawią i inspirują. 

Siedząc dziś w zaciszu łazienki relaksowałem się przy sudoku. Potrzebuję takiego resetu każdego dnia już od lat. W łazience wymyślam najlepsze rozwiązania na pojawiające się problemy domowe i zawodowe, zbieram siły i odzyskuję dobry humor. Dawno temu przestałem próbować dociec powodu takiego stanu rzeczy. Doszedłem do wniosku, że szkoda na to czasu i zacząłem wyłącznie cieszyć się faktem, że odnalazłem swoją wtyczkę we własnym domu. Kiedy jestem w łazience na resecie, córka nie śmie mnie poganiać, choćby jechała na poziomie krytycznego stanu zwieraczy. Zresztą oboje szanujemy swoje dziwactwa i generalnie staramy się być dla siebie miłym oraz wyrozumiałym  towarzystwem.

 Jakież zatem było moje zdziwienie, gdy wtem usłyszałem ruch za plecami i szelest worka za muszlą klozetową. Zanim się otrząsnąłem, poczułem dobrze mi znane zęby na lewym udzie. Drań stał tam na dwóch łapach jak surykatka i bezczelnie kąsał mnie w gołe udo! Chwyciłem tę wyciągniętą szyję i przestawiłem intruza kawałek dalej. Spojrzał mi w oczy, westchnął jakby żałośnie i poszedł dokonywać skoku na warzywniak. 

Zdumiony obserwowałem niezwykle sprawną operację odsuwania drzwi. Uczucie przyjemnego ciepła rozlało się nagle w mojej klatce piersiowej i rozprysnęło milionem cząsteczek niczym fala uderzająca o klify. Znałem już ten stan i jego dającą szczęście moc. Poczułem się wyjątkowo na myśl, że ta nieprzyzwoicie inteligentna istota mieszka tu z nami w naszym domu i kolejny raz w życiu doznałem silnego uczucia, że nic nie dzieje się bez przyczyny. W tym samym niemal momencie spadło na mnie rozwiązanie problemu drzwi tak proste, że aż zaśmiałem się w głos. 

Chwile później wyjąłem kosze, zrzuciłem ciuchy i dołączyłem do panoszącego się w kabinie sierściucha szczelnie zasuwając za sobą drzwi. - Show time! – rzekłem iście teatralną manierą, odkręciłem wodę i niespiesznie przystąpiłem do wieczornej toalety. Oszołomiony sytuacją zwierz wycofał się spod głównego strumienia i przycupnął w rogu, gdzie pryskające krople nie dawały mu się aż tak we znaki. Jednakże wraz z podnoszeniem sie poziomu wody, pozorny spokój zaczął ustępować miejsca rosnącej panice. Kilka sekund później i jakby nie zważając na lejącą się wodę, biegał już dookoła moich stóp, a raczej się po nich ślizgał fundując im mycie niczym gąbką. Początkowo planowałem się jeszcze ogolić, ale litościwie porzuciłem ten zamiar uznając, że taka lekcja mu wystarczy. Zakręciłem wodę i zanim odsunąłem drzwi, czule zerknąłem jeszcze na tę mokrą, w skupieniu wypatrującą upragnionej szczeliny i szykującą się do wyskoku w dal, glistę. Tak mi się przynajmniej wydawało! W życiu nie przyszłoby mi do głowy, że ta skoczna glista podniosie ogon, dźwignie zad i z podziwu godną precyzją postawi kloca na mojej stopie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

24. Urodzony chirurg

- Co tam dobrego kroisz? - babcia zajrzała mi przez ramię.  - To dla Froda. - O, cielęcinka. Pewnie jeszcze zadnia - powiedziała z przekąsem...