sobota, 27 marca 2021

19. Wycieczka na śpiocha

 

Widok naburmuszonych kotów ściśniętych na parapecie w córki pokoju, rozbawił mnie niemal do łez. Słowo daję, że foch miały wymalowany na pyskach, ja ta lala!

Wszystko przez maltańczyka, któremu babcia udostępniła miejsce na pralce. Podobno Frodo dotkliwie poszarpał mu ogon. Trudno było stawać w obronie fretki, mimo że pies jest wyjątkowym cierpiętnikiem i potrafi o byle co podnieść lament. Nie mogłem przecież nie okazać zrozumienia dla troski babci o swojego przyjaciela.

- Aż się biedny posikał! – powiedziała z wypiekami na twarzy.

No to już wiedziałem, jaki temat ma szansę dziś dominować. Trochę korciło mnie, by zauważyć, że Frodo rozwiązał problem latania wte i wewte po schodach z psem. Szybko jednak uknułem, że zgadzając się z babką w całej rozciągłości, mam szansę nie spędzić z nią czasu z nerwami na temblaku i gnijącą wątrobą. Gnijąca wątroba to stan, kiedy gderanie matki wwierca się w mózg niczym dziób kornika, a wnętrzności prowokują do krzyku rozpaczy obijając się o siebie, jak w przepełnionym autobusie.

Potrafi być zarówno tolerancyjna, dowcipna i wręcz pobłażliwa w stosunku do różnych moich fanaberii, co apodyktyczna i zaślepiona! Wszystko zależy ode mnie i tego, jak sprytnie poprowadzę naszą rozmowę.

Niestety, nic mądrego nie przychodziło mi do głowy oprócz sarkastycznych docinek, po których byłaby mi biada. Wziąłem więc na ręce poszarpanego psinę i poszedłem z nim do pokoju, by opanować nieco cisnący się do gardła chichot.

- Spakowałam młodej sukienkę i te twoje dwie rozerwane bluzy do szycia. Trzeba się tym już zająć! – zaczęła z innej beczki. Kolejny śliski temat, tym razem mojego niechlujstwa...

- A słyszałaś o tym księdzu w Polsce, który wprowadził dyżury sprzątania w kościele? – Przypomniał mi się stary temat i nawet nie pamiętałem, czy go już omawialiśmy.

- Nie! I nic mi nie mów, bo mnie dzisiaj chyba szlag trafi. Idziemy do domu! – odebrała ode mnie psa. – W szafce są mielone, synku, i mizeria. – Chwyciła torebkę, torbę, zapięła psa i trzasnęła za sobą drzwiami. Byłem uratowany.

Telefon od niej kwadrans później wróżył chęci obgadywania księdza tudzież kleru ogólnie, więc jęknąłem smutno przed odebraniem.

- Musisz zaraz do mnie przyjść! – krzyknęła bez wstępu. – Ja w tej torbie z bluzami przyniosłam do domu Froda! Hahaha! – zaniosła się. – Całą drogę przespał, czort. Co to jest za zwariowane zwierzę! Już mi cała złość na niego przeszła. No chodź szybko! – rzuciła na koniec i się rozłączyła.

Ja w ogóle nie rozumiem, jak można się złościć na fretkę. Przecież sama sobie natury nie wybierała – pomyślałem biorąc plecak i gnając w kapciach po tego czorta!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

24. Urodzony chirurg

- Co tam dobrego kroisz? - babcia zajrzała mi przez ramię.  - To dla Froda. - O, cielęcinka. Pewnie jeszcze zadnia - powiedziała z przekąsem...