Widok
naburmuszonych kotów ściśniętych na parapecie w córki pokoju, rozbawił mnie
niemal do łez. Słowo daję, że foch miały wymalowany na pyskach, ja ta lala!
Wszystko przez
maltańczyka, któremu babcia udostępniła miejsce na pralce. Podobno Frodo
dotkliwie poszarpał mu ogon. Trudno było stawać w obronie fretki, mimo że
pies jest wyjątkowym cierpiętnikiem i potrafi o byle co podnieść lament. Nie
mogłem przecież nie okazać zrozumienia dla troski babci o swojego przyjaciela.
- Aż się biedny
posikał! – powiedziała z wypiekami na twarzy.
No to już wiedziałem,
jaki temat ma szansę dziś dominować. Trochę korciło mnie, by zauważyć, że Frodo
rozwiązał problem latania wte i wewte po schodach z psem. Szybko jednak uknułem,
że zgadzając się z babką w całej rozciągłości, mam szansę nie spędzić z nią
czasu z nerwami na temblaku i gnijącą wątrobą. Gnijąca wątroba to stan, kiedy
gderanie matki wwierca się w mózg niczym dziób kornika, a wnętrzności prowokują
do krzyku rozpaczy obijając się o siebie, jak w przepełnionym autobusie.
Potrafi być zarówno
tolerancyjna, dowcipna i wręcz pobłażliwa w stosunku do różnych moich
fanaberii, co apodyktyczna i zaślepiona! Wszystko zależy ode mnie i tego, jak
sprytnie poprowadzę naszą rozmowę.
Niestety, nic
mądrego nie przychodziło mi do głowy oprócz sarkastycznych docinek, po których
byłaby mi biada. Wziąłem więc na ręce poszarpanego psinę i poszedłem z nim do
pokoju, by opanować nieco cisnący się do gardła chichot.
- Spakowałam młodej
sukienkę i te twoje dwie rozerwane bluzy do szycia. Trzeba się tym już zająć! –
zaczęła z innej beczki. Kolejny śliski temat, tym razem mojego niechlujstwa...
- A słyszałaś o tym
księdzu w Polsce, który wprowadził dyżury sprzątania w kościele? – Przypomniał
mi się stary temat i nawet nie pamiętałem, czy go już omawialiśmy.
- Nie! I nic mi nie
mów, bo mnie dzisiaj chyba szlag trafi. Idziemy do domu! – odebrała ode mnie
psa. – W szafce są mielone, synku, i mizeria. – Chwyciła torebkę, torbę,
zapięła psa i trzasnęła za sobą drzwiami. Byłem uratowany.
Telefon od niej
kwadrans później wróżył chęci obgadywania księdza tudzież kleru ogólnie, więc
jęknąłem smutno przed odebraniem.
- Musisz zaraz do
mnie przyjść! – krzyknęła bez wstępu. – Ja w tej torbie z bluzami przyniosłam
do domu Froda! Hahaha! – zaniosła się. – Całą drogę przespał, czort. Co to jest
za zwariowane zwierzę! Już mi cała złość na niego przeszła. No chodź szybko! –
rzuciła na koniec i się rozłączyła.
Ja w ogóle nie
rozumiem, jak można się złościć na fretkę. Przecież sama sobie natury nie
wybierała – pomyślałem biorąc plecak i gnając w kapciach po tego czorta!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz