wtorek, 30 marca 2021

20. Jadowite bąki fretki

 

Wyprawę do chińskich supermarketów potraktowaliśmy z córką jak wycieczkę. Niestety, w tych czasach nie ma zbyt wiele okazji, a nawet bodźców do dalszych wypadów niż na róg, albo skwerek z fretką. No i obiecałem dziewczynom ugotować krewetki z warzywami w sosie kokosowo curry.

Frodo spojrzał na młodą ubierającą buty w przedpokoju i czym prędzej wskoczył do plecaka, prowokując tym u niej gromki śmiech. Nie można było nie wziąć sierściucha. Zwłaszcza, że pogoda iście wiosenna nam się tu zrobiła.

Podróż dwiema liniami metra przebiegła w atmosferze ogólnego zainteresowania zwierzem w plecaku, które niestrudzenie drapało w siatkę w nadziei, że jeszcze chwila i wydrapie w niej dziurę. Trudno przewidzieć jego nastawienie. Niekiedy zrobi kilka kroków i podskakuje na znak, że chce do plecaka, innym razem mógłby łazić bez końca. Bywa, że się po prostu kręci – wyjmij mnie. Nie, wsadź z powrotem. Albo wyjmij. Albo wsadź!

Wyjęty w końcu wyszurał brzuchem cały teren  dookoła na znak „tu żem był”, poprawił ekskrementami i ruszył w dalszą drogę, ciągnąc przy tym, jak hart jakiś, albo inna szelma. Tuż przed wejściem zapakowaliśmy go do plecaka i weszliśmy do ogromnej hali.

Niedaleko za progiem przy lodówkach, gdzie wybierałem tofu córka zagaiła:

- Czujesz?

- Nie, a co? – rozejrzałem się w poszukiwaniu jakiejś zgnilizny.

- Strzelił z dupy. Zaraz zemdleję jak nas na kopach stąd wyrzucą! – wysyczała.

- Niech spróbują! Musi w jego mniemaniu panować tu atmosfera grozy. Bierzmy krewetki i spadajmy stąd szybko! – ruszyłem z kopyta do zamrażarek.

Na szczęście ruch był niewielki, a kobieta w kasie nigdy nie interesuje się klientami. Podejrzewam, że bez słowa wzięłaby pieniądze nawet, gdyby to Frodo płacił. Babcia mówi, że robiąc zakupy u Chińczyków trzeba przywdziać skórę nosorożca, a mi to nie przeszkadza. Za to jak płachta na byka działa na mnie pytanie na wejściu „w czym mogę pomóc?”. Już mi raz jedna taka pomogła wybierać szlafrok dla żony do szpitala. Wyszedłem z dwoma; na ciepło i chłodno, czterema piżamami, dwiema koszulami nocnymi, siedmioma podkoszulkami, gaciami i za dużymi stanikami. Do dziś nie mam pojęcia jak i kiedy dobrowolnie zdecydowałem się na zakup tego wszystkiego. Dlatego teraz, gdy słyszę wspomniane zdanie, odwracam się na pięcie i spieprzam kłusem przez zarośla.

Ochłonąwszy nieco na ulicy zdecydowałem, że wejdę jeszcze do jednego, mniejszego sklepu azjatyckiego. Potrzebowałem odpowiednich warzyw i innych produktów. Pierd Froda momentami zalatywał tak ostro, że niemal łzawiły mi oczy. Słyszałem ludzi pociagających za mną nosami, ale z miną pokerzysty udawałem Greka. Córka rozsiadła się na murku na zewnątrz i ani myślała zaopiekować się fretką.

- Zabieraj śmierdziucha ze sobą, nie rób mi obciachu! – usłyszałem, zanim dokończyłem prośbę. Zanotowałem to sobie skrzętnie.

W metrze było jeszcze ciekawiej! Miło się przyglądało znaczącemu marszczeniu brwi, ukradkowemu rozglądaniu się i staraniom dopasowania smrodu do któregoś pasażera. A tu jak na złość, żaden skunks nie siedział ani nie stał. Wszyscy nienagannie ubrani, wyfryzurowani, grzeczni. A pośród nich ja, zasłaniający własnym ciałem plecak przyklejony do szyby ze śmierdzącą fretką w środku. Nareszcie mogłem się zemścić za lata wdychania cudzych smrodów we wszystkich liniach wiedeńskiego metra.

Najbardziej bawiła mnie córka, ona też marszczyła brwi i ukradkowo rozgladała się w poszukiwaniu źródła fetoru. Jakby w obawie, że jeśli nie będzie tego robiła, to podejrzenie padnie na nią!

Dwaj budowlańcy, którzy wsiedli na jednej ze stacji stanęli tuż przy drzwiach.

- Ja pierdolę, co tak śmierdzi? – powiedział niższy po polsku.

- Jakaś świnia się zesrała – odparował wyższy. – Smród, kurwa, jakby skrzynkę jaboli wychlał.

Było mi coraz trudniej zachować spokój. Cieszyłem się, że przejechali tylko jedną stację.

- Babciu, co to jest jabol? – młoda zapytała w domu. Myjąc sierściucha nadstawiłem ucha.

- Wstrętna berbelucha polska! Jak się tym człowiek opił, to rano budził się, a obok na poduszce leżała jego wątroba! – Proszę, jakie babcia ma ciekawe wspomnienia...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

24. Urodzony chirurg

- Co tam dobrego kroisz? - babcia zajrzała mi przez ramię.  - To dla Froda. - O, cielęcinka. Pewnie jeszcze zadnia - powiedziała z przekąsem...