czwartek, 22 kwietnia 2021

22. Lej po bombie

 Jeżeli ktoś z Was nie widział jeszcze zabawy kota z fretką, to zapewniam, że są to jedne z tych kadrów, które obejrzeć należy. Korci mnie, aby napisać – musicie to zobaczyć! Ale nie mogę, mimo że w zdaniu wcześniej to napisałem, to nie mogę.

 Albowiem uczęszczam na terapię odwykową od słów: „musisz” i „nie!” starannie opracowaną dla mnie przez córkę. Podobno uzależniłem się od niegrzecznej formy przymuszania kogoś do czegoś. Jak również od zakazów, których używam bez analizowania ich zasadności. Oczywiście się z tym nie zgodziłem, wówczas zdiagnozowała u mnie syndrom wyparcia, który podobno ma przyjmować postać od chwilowych luk w pamięci, po całkowitą amnezję! Cóż, należało w ramach terapii, a także dla spokoju tego domu, pokornie założyć, że natenczas reprezentuję jednostkę z zaburzeniami psychicznymi. Zgodziłem się na przyjęcie wszystkich powyższych diagnoz, ale uprzedziłem lojalnie, że bez wahania dam nogę z terapii, jeśli wyczuję choć cień obecności na niej zjawiska prania mózgu. W efekcie czego dorobiłem się jeszcze podejrzenia o zespół urojeniowy, więc moja karta chorego zaczyna wyglądać naprawdę imponująco!

Dobra, wróćmy do wspomnianej zabawy zwierząt z całym, jakże istotnym, jej wstępem. A ten z kolei jawił się totalnym chaosem, który nastał wtem, po wenie!

Babka powtarza, że kiedy przyjdzie wena do sprzątania, należy od razu zabrać się do pracy, bo nie wiadomo kiedy pojdzie i czy szybko wróci.

Szedłem więc za babki radą, jak huragan. Ja i wspomniana wena. Zdjąłem pościel do prania, namoczyłem kuwety, wywaliłem ciuchy z szafy, wywlekłem do prania Froda kołdrę z wersalki. Dobra, szczerze? Zrobiłem takie pobojowisko, że głowa mała i całkowicie się pogubiłem nie wiedząc już, w co mam najpierw włożyć łapy.

I wtedy przyszedł Kazek z flaszką! Bo miał taką męską potrzebę się ze mną napić. No, co Wam będę tłumaczył. To są po prostu rzeczy ważne i  nie można ich tak sobie odłożyć, bezdusznie raniąc czyjeś uczucia. Działania konieczne załatwiłem błyskawicznie. Wylałem wodę z kuwet, zasypałem je żwirem i jeden punkt miałem odfajkowany. Porozgarnialiśmy trochę stertę piętrzących się na wersalce ciuchów, które wywaliłem z szafy. Utworzyliśmy sobie wygodne dołki i wpasowaliśmy się w nie ze szklankami.

Sztywni, jak dwóch księgowych na konsolacji, sącząc banie z dezaprobatą łypaliśmy na otaczającą nas rozpierduchę.

- Jeśli ktoś ci kiedyś spróbuje wciskać farmazony o wenie do sprzątania, nie daj się nabrać na tę bujdę na resorach! – lojalnie ostrzegłem kumpla.

- Aśka tak ma. I biada mi, jeśli jestem w domu – rozkłada ręce.

- Zmusza cię do sprzątania? Przecież to nie twoja wena! – oburzam się.

- A co ją to obchodzi? Ale ja już mam na to sposób – cmoka i ogląda sobie przez chwilę paznokcie, podczas gdy ja czekam w napięciu. – Biorę ściereczkę, spryskiwacz do szyb i powolutku sobie lecę – wzrusza ramionami.

- Ale, że jak, okna myjesz? – niemal zapiera mi dech.

- Nie. Wszystko. Jak leci. Tak sobie chodzę, pryskam i przecieram – mówi.

- Wszystko tym spryskiwaczem, łazienkę też? – uśmiecham się.

- Całą budę – szczerzy zęby.

- Jesteś genialny! A nie boisz się, że cię na tym szwindlu nakryje? – patrzę na niego z coraz większym uznaniem.

- Coś ty, ona wtedy jest w jakimś innym wymiarze – pociąga drinka.

Oczyma wyobraźni widzę Kazków lśniącą budę i mój lej po bombie.

- Kazek, dawaj walniemy po dwie szybkie, niech mi ten widok zobojętnieje, bo jestem o krok od wyjęcia szmatki i spryskiwacza – kumpel zrywa się z kanapy, bierze szklanki i pędzi do kuchni po dolewkę.

- O, w mordę! Co to jest? – pyta.

Patrzę na leżącą pod pralką kołdrę Froda i już wiem, że Kazek centralnie na niej stanął, a pod nią na pewno centralnie śpi fretka! W popłochu odgarniam warstwy kołdry i wtem szarpie mną widok podrywającej się z impetem freciej głowy i wbitego w twarz mą wściekłego wzroku. Kazek widzi to samo i komentuje:

- Co to, ku*wa, miało być?! Łazić nie umiecie?! Głowy do poduszki przytulić nie można, bo hołota zadepcze!

Zanosząc się ze śmiechu, zgięty wpół wracam na wersalkę. Do końca dnia będę już tylko widział pyszczek Froda, opatrzony Kazka komentarzem!

Siedzimy i rzęzimy teraz obaj. Tymczasem do pokoju wtacza się Benek, a za nim skaczący freci mostek.

- Frodo jak nowy. Chłopie, czyżbyś był u kręgarza? – pyta Kazek.

Kot w pośpiechu rozgląda się za jakąś wyższą platformą, ale w tym pokoju niedostępny dla fretki jest tylko parapet, o ile otworzę okno, inaczej nie będzie miejsca. Niestety, w tej chwili nie mogę wstać. Pralka bezdusznie zajęta, meble w kuchni zastawione, więc, chcąc nie chcąc, kot organizuje bratu maraton.

- Proszę państwa, przed nami chwile dramatycznego napięcia! Fretka na prostej znów zostaje w tyle, czy skróci dystans na mniejszej przestrzeni korytarza? – komentuje Kazek – Niedobrze, kot z poślizgiem wpada w zakręt, nie wyrabia i zatrzymuje się na drzwiach. Fretka wykorzystuje okazję i błyskawicznie dosiada kota na oklep! Jak długo utrzyma się na grzbiecie? Niestety, proszę państwa, kot okazuje się być zbyt narowisty i nie daje fretce szans, ale ona nie zamierza się poddać i już szykuje się do drugiego podejścia!

Nie jestem w stanie wydusić z siebie ani słowa, więc ręką pokazuję stojącemu na środku pokoju showmanowi, żeby otworzył okno i uratował kocura młodej, inaczej gotowa wyku*wić nam z laczka.

- Jest! Kot w galopie pięknie i jakże płynnie wszedł przed chwilą w zakręt! Proszę państwa, co tu się za moment wydarzy! Dostrzegł przygotowany dla niego parapet i uczucie ulgi rozlało się po kociej mordzie. Instynkt samozachowawczy napina teraz mięśnie i wysyła impuls do błyskawicznego podjęcia decyzji! Proszę państwa, obraz zwalnia i rozbrzmiewają Rydwany Ognia Vangelisa, melodia zwyciezców i cóż to będzie za skok – leć, kocie, leć! Jest!

- Ale zaraz, zaraz! Jego śladem podąża waleczna fretka, która nigdy się nie poddaje i z rozbiegu wskakuje na krzesło, a krzesła...Ty! Prawie doleciał, widziałeś to? A kota znika, nie ma go! Nie do wiary, że kolejny raz zniknął tej biednej fretce sprzed nosa!

Siedzimy rozwaleni na kanapie i trzymając się za brzuchy, łapczywie chwytamy powietrze między kolejnymi spazmami.

- Kota znika! – sapię, a po policzkach płyną mi łzy, jak grochy.

- Kto znika? – słyszymy nagle głos babki, a po nim trzaśnięcie drzwi.

Szturcham Kazka, przykładam palec do ust i ręką zataczam przed łuk, prezentując imponujące pobojowisko oraz ostrzegam, żeby...on zresztą wie, co mam na myśli. Zbyt długa cisza robi się jednak podejrzana.

- Słyszysz dźwięk ostrzenia noży? – pytam szeptem. Kazek szczelnie zakrywa dłonią usta. Stukot obcasów matki i chrobotanie frecich pazurów uprzedzają o ich nadejściu. Kazek wstaje i wita się z babcią, jak na gentlemana przystało.

- Coś ty, synu, w tym domu narobił? – pyta grzecznie.

- To nie ja! – odpowiadam, czym wywołuję na jej twarzy wyraz głębokiego zdumienia

– to wena! Oraz czuję się przez nią podstępnie oszukany, bo kiedy w najlepsze pracowałem, ona nagle sobie poszła! – skwitowałem upijając łyk wzmacniacza.

- Srali muchy będzie wiosna! Do miski w szafce wstawiłam mielone, zjedzcie coś – sięga po wspinającego się po jej nodze Froda – młoda i tak do jutra zostaje u mnie, więc masz sporo czasu na ogarnięcie tego chlewu. Cześć! – i tak po prostu sobie idzie.

Patrzymy na siebie w milczeniu, śmiech ciśnie się na usta, ale trochę blokuje go babka z tym chlewem.

- W sumie, to nie jest wcale tak źle – mówię – jeśli pochowam szmaty, rzeczy z blatu wstawię z powrotem do szafki – wzruszam ramionami.

Za chwilę coś sobie jednak uświadamiam i spłoszony przystępuję do działania, mamrocząc pod nosem:

– Nie, no, muszę to wszystko ogarnąć! Co, jeśli nadgorliwa terapeutka podepnie moje olanie obowiązków na rzecz moczenia mordy pod fazę krytyczną alkoholizmu? Dzizus! Jeszcze gotowa wlepić mi program 12 kroków!

- Co? – kumpel patrzy na mnie rozbawiony.

- E, nic – macham ręką.

- To dawaj ten spryskiwacz! Raz dwa ogarniemy, bo zaczyna wiać nudą!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

24. Urodzony chirurg

- Co tam dobrego kroisz? - babcia zajrzała mi przez ramię.  - To dla Froda. - O, cielęcinka. Pewnie jeszcze zadnia - powiedziała z przekąsem...